


Antarktyka, Morze Dumont d’Urvilla.
Szerokość: 64º11’01″S, Długość: 135º33’56″E
Za nami pierwszy miesiąc żeglugi i prawie 5000 mil morskich od opuszczenia Kapsztadu. Już ponad dwa tygodnie płyniemy po wodach okalających najzimniejszy kontynent Ziemi. Żeglowanie po morzach wschodniej Antarktydy to dla nas spotkanie z olbrzymią ilością gór lodowych oraz, pomimo kilkudniowego sztormu, na ogół borykanie się ze słabymi wiatrami.
Przygotowując się do opłynięcia Antarktydy analizowałem układy wiatrowe wzdłuż planowanej trasy w okresie od stycznia do połowy marca z kilku ostatnich lat. Jedyną powtarzającą się prawidłowością okazała się duża zmienność wiatrów, dotycząca zarówno prędkości jak i kierunków. Poszczególne lata różnią się między sobą znacząco co do ilości dni ze słabymi wiatrami (poniżej 10 węzłów) i silnymi (powyżej 25 węzłów). Ze słabymi wiatrami trzeba borykać się średnio przez 15-30% czasu spędzonego w Antarktyce. Na zmaganie z silnymi wiatrami można liczyć przez 15-25% żeglugi.
W trakcie naszej wyprawy, od wpłynięcia na wody Antarktyki, odnotowaliśmy zaledwie 20% dni z przebiegami powyżej 170 mil dziennie. Z kolei dni ze słabymi wiatrami, do chwili obecnej wypełniły nam aż 35% czasu. Po uwzględnieniu braku postępu spowodowanego zmaganiem się z ciężkim sztormem u bram Morza Davisa okazuje się, że prawie co drugi dzień zaliczamy małe dobowe przebiegi. Nasuwa się pytanie – czy mamy do czynienia z wyjątkowo niekorzystnym rokiem dla żeglugi w Antarktyce? Mamy za sobą prawie 1/3 naszego rejsu ale dopiero nieco ponad 1/5 trasy wokół Antarktydy i na odpowiedź na to pytanie jest jeszcze za wcześnie. Prognozy pogody na najbliższe dni są dużo lepsze. Mam nadzieję na poprawienie statystyk dobowych przebiegów.
Żeglowanie w słabych wiatrach jest bardzo wymagające. Aby utrzymać prędkość, a tym samym manewrowość, musimy często korygować ustawienie żagli. Prędkość manewrowa jest niezbędna do omijania przeszkód lodowych, a tych dookoła jest całkiem sporo. Do tej pory za rufą Katharsis II zostawiliśmy już antarktyczne Morze Wspólnoty, Morze Davisa i Morze Mawsona. Obecnie przemierzamy Morze Dumont d’Urvilla. Cały obszar pomiędzy 80 a 135 południkiem wschodnim zapamiętamy jako rejon występowania gór lodowych. Najwięcej spotkaliśmy ich przy omijaniu paku lodowego wychodzącego z Lodowca Szelfowego Shackletona. Miejsce to uzyskało pokładową nazwę “Lodowe Miasto”. W zasięgu wzroku naliczyliśmy wówczas ponad setkę unoszących się na wodzie gór lodowych. Zazwyczaj ich ilość na horyzoncie dochodziła do czterdziestu.
Pływanie pomiędzy górami lodowymi przypomina żeglugę po akwenie gęsto utkanym wysepkami. Zasadnicza różnica polega na tym, że wysp lodowych nie ma na żadnej z map i że potrafią przemieszczać się nawet niezależnie od wiatru, pchane podwodnymi prądami morskimi. Taka żegluga wymaga nieustannej uwagi.
Podczas żeglugi spotykamy góry w różnym stanie rozpadu. Często mijamy wielkie stołowe wyspy lodowe. Są stosunkowo młode, zapewne w tym sezonie oderwały się od lodowca szelfowego. Majestatycznie unoszą się na falach. Dzięki swej wielkości i strzelistym klifom wzbudzają w nas respekt. Widoczne liczne jamy są wynikiem działania fal roztrzaskujących się o ich ściany. Często takiej wyspie towarzyszy smuga drobnego lodu i sporych rozmiarów growlery, które dopiero co odpadły od lodowej wyspy. Takie gwałtowne odpadanie kawałów lodu nazywane jest cieleniem. W wyniku cielenia się ściany lodowej może nastąpić zmiana środka ciężkości całej góry, co doprowadza czasami do jej obrócenia. Nowo odsłonięta bryła wystającą ponad powierzchnię wody ma często niesamowite kształty. Obserwowanie tych zjawisk ze stosunkowo małej odległości wzbudza zarówno podziw jak i szacunek dla sił natury.
Obecnie żeglujemy w kierunku wschodnim wzdłuż 64. równoleżnika południowego. Zaledwie kilka mil na południe od nas rozciąga się zwarty pak lodowy. Przed nami Morze Somowa, na którym będziemy mogli popłynąć głębiej na południe. Leżą na nim Wyspy Balleny’ego. Mamy nadzieję zobaczyć ląd po raz pierwszy od opuszczenia Kapsztadu, już ponad miesiąc temu…
Trzymajcie za nas kciuki.
– Mariusz Koper.
4 Comments
Podziwiam za odwagę !!!, i zazdroszczę widoków scenerii gór lodowych . Trzymam cały czas kciuki i liczę ze zacznie regularnie wiać 20 knotów . Wtedy z pewnością pojawia do większe przeloty dzienne :))) .
Pozdrowienia Arek
Oj trzymamy! 🙂
Brawo załogo oby tak dalej wszyscy trzymają kciuki za pomyślność udanej wyprawy. Trzymajcie się !!
No i się zesrało , dzielnie licytowałbym ale się nie udało !!!! . Gratuluje zwycięzcy licytacji i życzę niezapnomianych wrażeń z rejsu z załogą Katharsis . Może kiedyś będzie druga licytacja ……. Pozdrawiam Arek