Wyspy Balleny’ego.
31 stycznia 2018
Koniec jasnych nocy. Zobacz “SIEDEM MÓRZ” (wideo)
18 lutego 2018

7 tygodni, 7 mórz, 7 sztormów.

69º35’S, 130º11’W
48 dni i 7200 mil od startu w Kapsztadzie.

Wyprawa Katharsis II dookoła Antarktydy zbliża się do półmetka. Od wypłynięcia z Kapsztadu mija 7 tygodni, a od miesiąca Katharsis II żegluje po wodach Antarktyki, czyli pomiędzy 60 stopniem szerokości geograficznej południowej i kontynentem Antarktydy.

Satelitarna relacja kapitana Mariusza Kopera, z pokładu s/y Katharsis II.

Zostawiamy za rufą Morze Rossa, do którego żywię wielki sentyment. Miałem olbrzymią ochotę wpłynąć ponownie na te wody. Byliśmy tu już w lutym 2015 roku. Wtedy, mimo że był środek antarktycznego lata, szeroka bariera lodowa chroniła dostępu do wnętrza morza. Musieliśmy ją forsować w trakcie naszego rejsu do Zatoki Wielorybiej, najdalszego na południu żeglownego zakątka Ziemi. Obecnie wygląda na to, że bariera lodowa chroniąca dostępu do Morza Rossa jest dużo mniejsza niż 3 lata temu. Ale za to układ wiatrów skutecznie zniechęcał przed wpływaniem do wnętrza Morza Rossa, jeszcze bliżej do południowego, geograficznego bieguna Ziemi. Dwa kolejne rozległe niże nie pozwalały nam pynąć na południe przez co najmniej tydzień. Wytworzyły za to korzystne warunki dla żeglugi na jego obrzeżach i tę trasę wybraliśmy kontynuując rejs na wschód.

Tak się złożyło, że w tym roku przekraczaliśmy 180 południk, który wyznacza linię zmiany daty, 3 lutego – tego samego dnia, co podczas naszej pamiętnej wyprawy na Morze Rossa trzy lata temu. Kontynuując podróż, po przejściu 180 południka, cofnęliśmy zegary pokładowe o 24 godziny. Chwilowo jesteśmy trochę młodsi.

Korzystne wiatry w pasie przybrzeżnym kontynentu Antarktydy należą do rzadkości. Przez pierwsze cztery tygodnie od wpłynięcia na te wody musieliśmy borykać się albo ze słabymi wiatrami wiejącymi ze zmiennych kierunków, albo ze sztormami, uniemożliwiający normalną żeglugę w wyznaczonym kierunku. Jednak od kilku dni dominują wiatry wiejące z północnego kierunku, a to pozwala na żeglugę po wyznaczonej optymalnej trasie. W końcu ponownie zaczęliśmy “połykać mile” 😉

Duże dobowe przeloty cieszą, ale okupione są olbrzymim poziomem stresu mojego i całej naszej załogi. Po zejściu głębiej na południe, w okolice 70. równoleżnika warunki są znacznie bardziej surowe. Od tygodnia widoczność rzadko przekracza kilkaset metrów, często spada zaledwie do dwóch długości jachtu. Żeglujemy w mlecznej poświacie i w towarzystwie śnieżnych zamieci. Co prawda gór lodowych jest mniej niż we wschodniej Antarktyce, ale za to są starsze, a co za tym idzie, bardziej zniszczone i z większą ilością lodowego gruzu wokół nich. Wypatrujemy oczy od ciągłego przeczesywania powierzchni morza w poszukiwaniu niebezpiecznych lodowych przeszkód. Paradoksalnie mamy teraz łatwiejsze zadanie ze względu na brak szpryc budy, która dominując nad nadbudówką jachtu znacznie ograniczała widoczność do przodu. Ale to nie była nasza decyzja. Szpryc buda została rozerwana na strzępy przez dziką falę podczas sztormu, który nastąpił w dniu przekraczania linii daty (w dniu urodzin Hani). Taki “prezent” dodatkowo bardzo niebezpieczny, bo ta sama fala wymyła z kokpitu Hanię. Na szczęście zadziałały jachtowe procedury bezpieczeństwa. Hania w trakcie wachty była przypięta smyczą do “liny życia” rozciągniętej wzdłuż pokładu i nie została porwana przez ocean. Co do straconej ochrony kokpitu przed falami, mamy jeszcze od czasu regat Sydney – Hobart w grudniu 2014 –  drugą małą szpryc budę, która przynajmniej chroni zejściówkę. Dzięki niej nie leje się woda pod pokład.

Od niedawna pojawia się na pokładzie niechciany gość. Nasz jacht zaczyna pokrywać się lodem. Lód osadza się na wantach, maszcie, linach. Oblodzona góra masztu wygląda jak choinkowa bombka. W tych warunkach przestał działać wiatromierz. Dodatkowo wimple – tasiemki przywiązane do want, mające pokazywać kierunek wiatru – też zamarzają. Nie ułatwia to żeglugi. Na pokładzie jest mokro, zimno i ślisko. Ale na szczęście, gdy tylko powieje suchsze powietrze, lód odpada z takielunku. Staramy się w tym pomagać ostukując jacht gumowymi młotkami.

Kolejne antarktyczne morze na trasie Katharsis II to Morze Amundsena. Przywitało nas już drugim w tym tygodniu sztormem. Trwał krótko, ale był bardzo gwałtowny. Przed jego nadejściem długo żeglowaliśmy ostro pod północny wiatr. Chcieliśmy uniknąć wepchnięcia w pak lodowy widoczny na mapach lodowych. W każdych warunkach to ryzyko, ale w sztormie to już spore niebezpieczeństwo. Po kilkunastu godzinach ciężkiej podwiatrowej żeglugi pak udało się ominąć, ale i tak warunki pozostały ekstremalnie trudne. Wiatr wiejący już ponad 50 węzłów wybudował strome fale. Miały one olbrzymią moc przez co utrudniały manewrowanie między lodowymi przeszkodami w gęstniejącym lodowym gruzowisku. Po trzech godzinach ostrej jazdy bez grota i na zredukowanym do minimum przednim sztakslu okazało się, że jednak lodu jest zbyt wiele by bezpiecznie kontynuować żeglugę. Jedynym rozwiązaniem było zrobienie zwrotu i poszukanie osłony w cieniu dużej góry lodowej. Jej bok miał kilkaset metrów długości. Ważyła zapewne kilkadziesiąt milionów ton i jak naturalny port skutecznie łagodziła fale. Spędziliśmy tam 5 godzin, cały czas równolegle dryfując na południe. Kiedy tylko warunki pozwoliły i pojawiło się przejście, opuściliśmy tymczasową lodową osłonę i wznowiliśmy żeglugę na wschód.

Żeglując przez ostatni tydzień wzdłuż antarktycznych mórz – Rossa i Amundsena napotkaliśmy sztormy, zamiecie śnieżne, mgły oraz dużą ilością rozproszonego lodu. Żegluga w tym obszarze to trudne i wymagające doświadczenie. Za nami już 7 mórz Antarktyki, 7 tygodni żeglugi i 7 sztormów. Przed nami jeszcze 7 mórz, ale ile tygodni i sztormów – to dopiero pokaże czas.

Trzymajcie za nas kciuki.
Pozdrawiam wszystkich,

– Mariusz Koper

3 Comments

  1. Doctore pisze:

    W zaciszu mieszkania miło się czyta o Waszych zmaganiach z wiatrem falą i lodem. Wiem, że wszystko macie przemyślane, przygotowane. To nie miejsce na niespodzianki. Szkoda szprycbudy, wybrała wolność, Hania na szczęście nie. Odważnym sprzyja szczeście. Płyńcie. Ale nie kuście. Trzymam kciuki. Odzywajcie się. Pozdrawiam Doctore z Rodziną

  2. Arek Laskowski. pisze:

    No to połowa za Wami , WIELKI uznanie i dalej trzymam kciuki. Z symulacji wyglada ze walka o 100 dni będzie nie łatwa . Ale trzeba być optymista . Jeszcze ciesnina Drake’a a pózniej już z górki .:). Na pewno się uda . Pozdrowienia dla całej załogi . Arek
    Ps. Świetne relacje i fotki.

  3. Niezmiennie trzymam kciuki!
    Po rejsie sukces będzie zdawał się taki oczywisty ale teraz to wcale nie jest takie oczywiste dla Was…
    Pomyślnych!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *